się kroki i cichy przy tajony oddech. Przysłuchiwała się, zakrywając usta ręką i przekonywała, że to bije tak jej serce.
— Co będzie, jeżeli on ośmieli się i zjawi tutaj? — zapytywała w podobnych chwilach. — Czyż może istnieć jakaś przeszkoda dla takiego zuchwałego, namiętnego człowieka? Co będzie, jeżeli tu wejdzie?... Ach, przeżyć jedną taką noc... jedną tylko noc pełną szczęścia... Czyż nie warto zapłacić za nią długą pokutą, wyrzeczeniem się wszystkiego na przeciąg całej reszty życia?
Błyskawice migały coraz częściej i silniej, grzmot warczał głucho, nieprzerwanie, jak zbliżający się głodny zwierz, ale deszcz ociągał się jeszcze, zbierał siły, zanim rzucił się na ziemię.
Nagle pani Barbara wraźnie usłyszała w ogrodzie, o kilka kroków od swego okna cichy, delikatny śpiew:
„Czemuż te myśli lękliwe
Tak zapadły w twem sercu głęboko...“
Czujnem uchem poznała słowa i melodję, usiadła na łóżku i szepnęła cichutko, jakby komuś do ucha:
— Nie wie, które jest moje okno. Otworzę...
Lecz jakaś dziwna ociężałość obezwładniła jej członki. Nie mogła poruszyć się i zastygła, objąwszy rękoma kolana.