Było mu trochę nieswojo, gdy spostrzegł, że wszystkie oczy są na niego zwrócone, jednak w głębi duszy zadowolony był ze swej zapalczywości. Z przyjemnością przypominał sobie ciszę, jaka zapanowała w wagonie, gdy wrzasnął: „Nie chcesz“?
— Powinienem jednak przemówić teraz parę dobrych słów do tej nieszczęsnej panienki, uspokoić ją zupełnie.
Zadowolenie z siebie i przykrość z awantury splatały się w dziwny jakiś sposób. Ałarin wogóle lubił analizować wewnętrzne swe pobudki, często spostrzegał w sobie ową dwoistość i wówczas z goryczą mówił, że ma „rozdwojoną duszę“.
Kiedy wreszcie wychylone z poza siedzeń wagonu głowy skryły się powoli, Ałarin pochylił się do swej sąsiadki.
— Niechże się pani uspokoi — przemówił cicho a uprzejmie, usiłując zajrzeć jej w oczy — takie indywidua to są zwykle tchórze nikczemni i nie warto się tem przejmować. A może i ja panią przestraszyłem?
— Ach, naprawdę takiem się przeraziła — odpowiedziała panienka, uśmiechając się przez łzy. — Serce jeszcze teraz strasznie mi bije. Pan był tak zirytowany i obawiałam się, że go pan zabije. Nie wiem nawet, jak mam panu podziękować...
Szybko wyciągnęła rękę do Ałarina i znów lękliwie uśmiechnęła się.
Był to prześliczny, uroczy uśmiech, który ukazywał równe lśniące zęby i tworzył dwa dołeczki na po-
Strona:A. Kuprin - Straszna chwila.djvu/15
Ta strona została przepisana.