dzień z książką. Nawet na obiad przynosiłam, ale ukradkiem tak. żeby nie spostrzegła m-me Schweiger.
Ałarina jednak mało zajmowały jej zwierzenia, mówił bowiem głównie dla własnego zadowolenia nie zaś dla niej. Uderzył go wszakże świeży srebrzysty jej głosik.
— Przepraszam, czy pani nie śpiewa? — zapytał nagle.
Panienka zarumieniła się i spojrzała nań z pod oka wcale nie po pensjonarsku.
— Z czego to pan wnosi?
— Ma pani taki czysty, pełny głos i timbre tak bogaty, więc sądziłem... Śpiewa więc pani?
— Tak, uczyłam się trochę. Monsieur Orłow, nasz nauczyciel śpiewu mówił mi, że gdybym pracowała, mogłabym wystąpić na scenie, tylko że ja okropnie wstydzę się śpiewać... W ostatki był u nas koncert i śpiewałam w duecie Mendelsohna: „Chciałbym choć słówkiem wyrazić“.... Zna pan to?
Ałarin na muzyce nie znał się zupełnie, odpowiedział wszakże, że właśnie tego duetu nie zna, jakkolwiek uwielbia Mendelsohna.
— To bardzo znany romans — zdziwiła się panienka. — Pan nąpewmo musiał słyszeć...
„Chciałbym choć słówkiem wyrazić.
Co w sercu mem jest“...
zanuciła półgłosem dwie strofki, spostrzegła się jednak zaczerwieniła i omało nie rozpłakała ze wstydu.
Ałarina kilka tych drżących tonów wprowadziły w zachwyt.