zumieć, jakim sposobem znalazła się w tym zacisznym, wystrojonym jak bombonierka pokoiku. Wczoraj była tak znużona podróżą, że zaledwie przyłożyła głowę do poduszki, zasnęła w tej samej chwili twardym snem utrudzonego człowieka.
Nie miała ochoty ubierać się zaraz. Jakiś leniwy poranny bezwład objął całe jej ciało, a w pamięci marzyło się wspomnienie czegoś niewymownie miłego, jasnego.
— Dlaczego jest mi tak przyjemnie? — zastanawiała się Zena. — Czyżby ten pokoik?
Pokój rzeczywiście był bardzo ładny, lecz ten wykwint miał w sobie coś obcego. Kokieteryjny buduar nie mógł wytrzymać porównania z ciasnym, tanio wytapetowainym pokojem Zeny, w Moskwie... A może to fortepian, który wczoraj widziała, przechodząc przez parę wielkich, ze smakiem urządzonych pokojów, pozostawił takie miłe wspomnienie?
Nie, nie fortepian, bo przyszło jej wtedy na myśl, że nie będzie jej wypadało grać często podczas obecności pana domu.
A może te pięć nowiutkich półimperjałów, które dostała od matki przy pożegnaniu, a potem tak często oglądała, ciesząc się ich pięknym połyskiem?
Naraz przesunęła się z szybkością błyskawicy w jej wyobraźni twarz blada od księżycowego światła, przepiękna twarz z czarnemi wesołemi oczyma.
— Ach, Ałarin! — omal nie zawołała na głos ucieszona i uśmiechnęła się do siebie.
— Dobry, kochany, najmilszy, prześliczny! —
Strona:A. Kuprin - Straszna chwila.djvu/27
Ta strona została przepisana.