Strona:A. Kuprin - Straszna chwila.djvu/29

Ta strona została przepisana.

zdaje się być otulona w białą mgłę... Martwą ciszę me mąci żaden dźwięk.... Nagle ryk lwa — władczy, potężny rozdziera powietrze...
— Kołosówna, proszę powtórzyć, co w tej chwili mówiłam!
Zena zrywa się zmieszana — nic nie wie...
Widzi znów brudną, zasypaną kredą klasę, skąpo oświetloną sześcioma lampkami; kilkadziesiąt znużonych twarzyczek dziewczęcych patrzy z uśmiechem na jej zmieszanie, a wśród nich zielonkawa, groźna fizys wychowawczyni.
— Przepraszam... nie zrozumiałam... nie dosłyszałam.... — tłumaczy się Zena.
— A! panienka nie raczy słuchać mego wykładu! skrzypi stara panna. — Pokażno mi zaraz książkę, którą miałaś na kolanach!
Z biegiem lat marzenia Zeny przyjęły bardziej określony charakter. Największy wpływ miały lekcje historji, którą świetnie wykładał sympatyczny, mądry profesor. Z pałającemi oczyma, z rozchylonemi ustami słuchała go Zena, a on w chwilach największego zapału zwracał się tylko do niej. Ta uczenica nic nie uroniła z jego wykładu. W nocy przeżywała do najdrobniejszych szczegółów to, o czem się dowiedziała w dzień. Opisy przepychu i zbytku średniowiecznych czasów, zwycięstwa i podboje rzymskich cezarów mniej zajmowały jej wyobraźnię, niż bierny heroizm męczenników idei. Tak przejęła się i tak realnie wyobraziła sobie mękkę Jana Russa, że całą noc płakała i modliła się za niego. Uwielbiała Joannę D’Arc