— Lizo, dlaczego nie chcesz poznać się ze mną? — zapytała Zena, zwracając się w stronę samowara, skąd wcale nie było widać ukrytego dzikusa. — A może ona jest czemś... zalęknięta? — zapytała Kaszpierowa.
— O, widzę, że pani odrazu z miejsca rozpoczyna pedagogiczne swe obowiązki i to tak poważnym tonem... — roześmiał się Kaszpierow. Kończył jednak z powagą: — Musi pani oswoić się wszakże z jej nieśmiałością czy bojaźliwością. Żadne namowy ani perswazje nie poskutkują, jeżeli przy czemś się uprze. Dużo jeszcze wody upłynie, zanim zbliży się do pani.
Nagle dziewczynka, wyjrzawszy jeszcze raz z poza samowara, zerwała, się z miejsca i zbliżyła do Zeny, zarumieniona ze zmieszania. Stała chwilkę niezdecydowana, ale ujęta zachęcającym uśmiechem przyszłej nauczycielki, szybko objęła ją za szyję i pocałowała w same usta.
— Och, Lizo, zdaje się, że będziemy przyjaciółkami... — szepnęła w uszko rozrzewniona tą czułością Zena. — Chyba już uciekać ode mnie nie będziesz?
— Nie, nie będę — jeszcze ciszej odpowiedziała dziewczynka, patrząc w ziemię. — Pani... jest dobra...
— Brawo! panno Zeneido! Odrazu takie olbrzymie powodzenie!... To sztuka nielada zjednać sobie taką kapryśnicę! — zawołał Kaszpierow. — Niech mi pani wierzy, że pierwszy raz widzę Lizę zbliżającą się do kogoś bez namowy. Oczywiście wyjątek stanowią dwie istoty — stara niania i piesek Okruszyn-
Strona:A. Kuprin - Straszna chwila.djvu/34
Ta strona została przepisana.