Strona:A. Kuprin - Straszna chwila.djvu/35

Ta strona została przepisana.

ka. Widocznie mą pani niezwykle szlachetną duszę — dzieci odrazu to odczują. A może jest pani w posiadaniu jakiejś pedagogicznej tajemnicy? — roześmiał się znowu.
Zena nic na to nie odpowiedziała. Zniechęcał ją uporczywy wzrok i donośny, zbyt głośny istotnie śmiech i żartobliwie pobłażliwy ton Kaszpierowa.
— Dlaczego mówi on do mnie jak do małej dziewczynki? — myślała. — Patzy na mnie jak na swoją własność, jak na — coś, co sobie kupił, na czem można bez przeszkody ostrzyć dowcip...
Myliła się, bo Kaszpierow z natury z całą delikatnością umiał uszanować cudze zdanie, tylko miał zwyczaj dość lekceważąco obchodzić się z kobietami. Czujne ucho Zeny, nie rozumiejące jeszcze różnych odcieni, podejrzewało w każdem słowie coś obraźliwego.
Kaszpierow starał się podtrzymać rozmowę, która niezbyt była ożywiona. Opowiadał o mieście, o giełdzie, o swojem zajęciu, o nowej, sprowadzonej z zagranicy dynamomaszynie, pytał o Moskwę, o życie w instytucie. Mówił wszakże sam. Zena zamknęła się w sobie i na wszystkie pytania odpowiadała tylko „tak“ albo „nie“.
Ostatecznie w milczeniu skończyli śniadanie i każde poszło w swoją stronę, wyniósłszy ku sobie wzajemną niechęć.
— Dziwna osoba — myślał Kaszpierow, siadając ma bryczkę, by pojechać do zajęcia. — Ledwie wyrwała się ze szkolnej ławy, a już takie sobie tony na-