Strona:A. Kuprin - Straszna chwila.djvu/37

Ta strona została przepisana.

jak mama, kiedy tatuś powiedział coś... nieodpowiedniego... Wtedy mama milczała i nie odpowiadała na żadne pytania.
— Czy mama dawno umarła?
Dziewczynka zamyśliła się. Widać było, że coś powstrzymuje ją od odpowiedzi.
— Powiem pani — rzekła z nagłym porywem szczerości — ale niech pani tego nikomu nie mówi... bo mówić o tem nie wolno. Mama żyje, tylko dawno już wyjechała, nie wiem gdzie. Ile razy pytam się o to tatusia, to gniewa się na mnie.
Zena osłupiała. Uważała małżeństwo za święty tajemniczy węzeł, mąż więc i żona żyjący oddzielnie byli czemś potwornem. Odrazu winę całą przypisała Kaszpierowowi. Najwidoczniej nieszczęsna kobieta nie mogła się zżyć z tym niemiłym człowiekiem. Dotychczas pewnie się dręczy, przeklina chwilę, kiedy związała z nim swój los...
Stanęły tymczasem przed drzwami Zeny.
— Czy mogę pójść do pani? — spytała Liza, zaglądając przychylnie w oczy.
Oczywiście uzyskała na to zgodę. Nieśmiało obejrzała drobiazgi Zeny, wypytywała się, do czego służy każdy flakonik, każda ćwiartka papieru, a potem usiadła i nie spuszczała oczu ze swej nauczycielki, która pisała list.
— Skończyła już pani? — spytała, widząc, że Zena zakleja kopertę.
— Skończyłam. Dlaczego?
— Cały czas patrzyłam na panią i wie pani? — pani jest strasznie miła! Czy mogę panią pocałować?