Strona:A. Kuprin - Straszna chwila.djvu/39

Ta strona została przepisana.

Zena podniosła dziecięce swe oczy i spojrzała poważnie.
— Dlaczego pan drwi ze mnie? — zapytała drżącym głosem.
— Ja drwię? — zdziwił się Kaszpierow. — Ani mi to przez myśl nie przeszło! Kiedy? z czego pani sądzi, że z niej drwię? Naprawdę nie mogę tego zrozumieć! — Przecież właśnie w tej chwili wspomniał pan o „ślicznej kobietce“... Może pan być pewien, że nigdy nie miałam złudzeń co do swojej urody i wiem, że jestem nieładna... Nie wiem tylko, po co mi pan o tem przypomniał...
— Ależ, panno Zeneido, proszę nie przesadzać! tłumaczył się prawie z rozpaczą Kaszpierow. — Strach doprawdy, co pani o mnie sądzi!... Jeżeli pani o to chodzi, nie będę nigdy z nią rozmawiał, chyba tylko o jej pracy. Bardzo mi przykro, że od pierwszych dni uważa mnie pani za wroga. Zaręczam pani, że nie jestem takim potworem, na jakiego wyglądam.
Zena nic nie odpowiedziała, ale po obiedzie natychmiast wstała od stołu i w swoim pokoju rzuciła się z płaczem twarzą na poduszkę.
W krótkim czasie życie poszło zwykłym normalnym trybem. Kaszpierow przyjeżdżał do domu na krótko, przy spotkaniu z Zeną był oficjalnie uprzejmy, a potem zupełnie zapomniał o jej istnieniu.
Ona zaś cały czas swój poświęcała wyłącznie Li-