Strona:A. Kuprin - Straszna chwila.djvu/40

Ta strona została przepisana.

zie. W dziewczynie rozwijał się niepospolity charakter. Była porywcza w swych impulsach, ale przyswajała z łatwością wszystko co dobre i szlachetne. Zena bez przymusu nakłoniła ją do muzyki i rysunku, nauka zaś szła dość wolno, bo i nauczycielka i uczenica nie miały wielkiej wprawy.
Zdarzył się atoli wypadek, który nieoczekiwanie zamącił spokój i zmienił koleje losu mieszkańców tego domu.
W początkach grudnia Kasizpierow miał wolny wieczór, z którym nie wiedział, co zrobić. Chodził po pokojach z rękoma w kieszeniach i w myśli przeprowadzał jakąś kombinację matematyczną, potrzebną mu w fabryce. Była to szara godzina, ta osobliwa chwila, kiedy przygasający dzień walczy z wypełzającą ciemnością, rozlewając nastrój tęskny, usposabiający do marzeń.
Przechodząc przypadkiem koło salonu, Kaszpierow usłyszał miękkie akordy, płynące z pod nieznanej ręki. Miał ochotę wejść, lecz wstrzymał się, usłyszawszy głos Zeny, mówiącej coś do Lizy. Kaszpierow zatrzymał się za portjerą i słuchał.
— Cóż mam ci zaśpiewać, Lizo? Wszystko już znasz z mego repertuaru — mówiła Zena.
— Panno Zeno, kochana, droga, proszę zaśpiewać cośkolwiek... co tylko pani chce! — błagała gorąco Liza. — Coś z Fausta... pamięta pani?... jeszcze raz, jeden tylko razik... i już nie będę nudziła..
— No, dobrze, dobrze, ale nie ściskaj mnie tak,