bo zacałujesz na śmierć — śmiała się Zena, broniąc się przed gwałtownemi pieszczotami dziewczynki.
— Ale ciemno będzie pani... Może zapalić świece? — pytała Liza.
— Nie trzeba. Nie zapalaj. Umiem na pamięć... No słuchaj...
Zaczęła grać muzykę drugiego aktu, od czasu do czasu tłumacząc treść dramatu.
— Jest święto... jarmark... Mefistofeles przyprowadza Fausta... Posłuchaj, jaki piękny walc... niema chyba piękniejszego... Teraz przechodzi Małgorzata z książką do nabożeństwa... Faust zachwycony je; urodą... patrzy na nią zdaleka z uwielbieniem... wreszcie zbliża się...
I Zena zaśpiewała pięknym głosem znaną strofę:
Czy wolno pięknej towarzyszyć damie
I ofiarować jej z pokorą ramię?
— Małgorzata spojrzała na niego, zmieszała się i cicho odpowiada:
Nie jestem piękna, ani dama,
A do mieszkania zajdę sama...
Kaszpierow znał doskonale Fausta, słyszał w tej operze znakomitych, europejskiej sławy wykonawców i bardzo lubił tę muzykę, jednak gdy usłyszał tych kilka taktów wyśpiewanych srebrzystym głosem Zewy — oniemiał.
Z tajemniczych półcieni salonu spływały dźwię-