Strona:A. Kuprin - Straszna chwila.djvu/42

Ta strona została przepisana.

ki melodji, (pełne naiwnej tęsknoty. Kaszpierow nie oczyma, lecz w wyobraźni widział wyraźnie dziewczęcą twarzyczkę Zeny, o poważnych oczach, jasnych jak niebo o poranku.
— Ależ to naprawdę Małgorzata! — przeniknęło mu przez myśl. — Lecz kto będzie Faustem?
Kaszpierow zbyt dobrze znał kobiety i ich różnorodne charaktery, przeżył wszystkie perypetje miłości, znał się na najdrobniejszych odcieniach tonu i wzroku tak dobrze, iż nigdy prawie nie mylił się w swoich wnioskach, teraz więc kiedy głos Zeny zadrżał w ostatniej nucie, pomyślał:
— Hm, jest i... Faust... Pewnie jakiś kuzynek.. junker albo sztubak...
Zena zamilkła. Zapanowała taka cisza, że zdawało się Kaszpierowowi, że bicie jego serca słychać w całym domu.
— A teraz, dalej... dalej, panno Zeno! — wyszeptała przejęta Liza — droga, najmilsza... dalej!
— Dalej... — odezwała się po pewnym czasie cicho Zena. — Potem Faust zapomniał szybko o Małgorzacie, a ona... nie mogła zapomnieć o nim...
— Nie omyliłem się — upewnił się Kaszpierow, słyszac, ile utajonej tęsknoty było w ostatnich ¡słowach — a przytem, zdaje się, nie ma wcale nadziei, aby mogła liczyć na (wzajemność swojego Fausta.
— Posłuchaj jeszcze — odezwała się znowu Zena — ale to już ostatnie. Małgorzata siedzi przy kołowrotku i śpiewa.