Strona:A. Kuprin - Straszna chwila.djvu/47

Ta strona została przepisana.

konł się, że nic nowego w żadnem, z nich nie znajdzie.
Teraz widział, jak żywy, przed sobą, milutki wizerunek bladej dzieweczki z błękitnemi przezroczyste mi oczyma i takim czarującym głosem... a nie wiedział nawet, jak do niej podejść, od czego zacząć.
— Czekaj, zabiorę się do ciebie — szeptał ze złością już o świcie. — Możeś ty nie inna, ale rozbudzę w tobie takie instynkty, że sama siebie nie poznasz!
Mówił te słowa, tchnące namiętnością, ale na chwilę nie wierzył sobie, a w duszy słyszał tęskne tony: „Nie jestem piękna, ani dama...“

V.

Prawie w każdem mieście wśród tak zwanego „towarzystwa“ istnieją osobistości, które chociaż cieszą się pewnemi oznakami ludzkiego szacunku, jednak tryb ich życia, ujawniający niejaką zagadkowość, nie uchodzi uwagi najmniej nawet podejrzliwego obserwatora. Oczywiście nikomu nie przyjdzie na myśl nazwać takiego człowieka „ciemną osobistością“, albowiem ciemna osobistość chadza zwykle oberwana — np. z jedną nogawką na bucie, a drugą w cholewie, wyraża się podniośle, mówi, że jest szlachetnie urodzonym wojskowym, cierpiącym za prawdę, ale nie potrafi wytrzymać przez dłuższą chwilę uporczywego wzroku, skierowanego na siebie. Jeżeli jednak widzi się ¡pewną osobę z „towarzystwa“ jednego dnia w