— Szkoda, że nie powiedział mi pan tego wcześniej, pojechałabym także — odrzekła sucho Zena, odwracając głowę.
— Ależ nie chciałem przeszkadzać pani w tak miłej pogawędce z panem Ałarjewem... — umyślnie przekręcił nazwisko.
Ałarin rozgniewany, chciał zwrócić mu uwagę, lecz zuchwała mina Kaszpierowa paraliżowała trochę jego ’oburzenie i napastliwość.
— Może zechce mię pan odwieźć — rzekła Zena i zwróciła się ku drzwiom, a za nią Kaszpierow, ktory skłonił się drwiąco Ałarinowi.
Przy drzwiach jednak zatrzymała się, jakby przypomniawszy sobie, wróciła szybko do Ałarina.
— Dowidzenia — szepnęła spiesznie. — Proszę o jedno jeszcze... Proszę dziś nie grać wcale... To dla mnie bardzo ważne... — i spojrzawszy mu w oczy z nagłym jakimś niepokojem, dodała: — Błagam o to... braciszku mój... taka jestem niespokojna o pana...
Ałarin był zdumiony.
— Co jej się stało? Czyżby to miłość...? — mówił do siebie, patrząc na oddalającą się panienkę. — Coprawda nie przyszłoby mi to nigdy na myśl...
I wzruszywszy ramionami skierował się do pokoju, gdzie grano w karty.
Zaledwie zdążył Kaszpierow usiąść w sankach i zakryć futrem nogi, gdy kłusak, wystawszy się na mro-