i mocno objął ją wpół. — Nie wyskoczysz, kochanie! Jesteś już w mojej mocy! Dawno czekałem na tę chwilę... Wiem, że jutro opuścisz mój dom, ale djzis — jesteś moją...
Mówił bezładnie jak pijany, dysząc ciężko.
— Puść mnie pan! słyszy pan! Proszę mnie puścić! — krzyknęła Zena, szamocząc się z nim, usiłując wydobyć się z żelaznych rąk. — To nieludzkie! Puść mnie pan! Nie chcę!
— Nie puszczę! — wycedził przez zaciśnięte zęby. — Nie rozumie pani, co znaczy rozbudzić zwierzę w mężczyźnie? Nie rozumie pani? O, tak, niepodobny jestem do tego pięknego studencika, z którym się tak ślicznie przed chwilą gruchało! Jeżeli przysiągłem sobie, że będziesz moją, to życie oddam, pójdę do więzienia, zgniotę każdego, kto mi stanie na drodze, ale moją będziesz!... Tak! moją! Słyszysz? Moją kochanką... moją własnością...
Naraz zmienił ton, jak człowiek, odurzony długiem cierpieniem i mówił dalej zwolna, ciężko:
— Panno Zeno, proszę ne wierzyć temu, co mówiłem przed chwilą... To był tylko ból... Żadne z tych słów nie jest mojem... Panno Zeno, niech się pani nade mną zlituje... przecież jest pani kobietą i ma dobre serce! Dlaczego niema w pani litości? Pani nawet nie wie, jak ja ją kocham! Ach, skądże może pani wiedzieć o tem?... To nawet nie miłość — to piekło! to męka piekielna, o jakiej pani, tak czysta, niewinna, nie ma nawet wyobrażenia! Powiem pani wszystko... Śpiewała pani... Motyw ten nie opuszcza mnie... jakby ktoś
Strona:A. Kuprin - Straszna chwila.djvu/62
Ta strona została przepisana.