Strona:A. Kuprin - Straszna chwila.djvu/69

Ta strona została przepisana.

— Grasz? — spytał z zimną krwią Krukowski.
Bankier przejął talję. Ałarin spojrzał na swoją kartę. Była to dama. Jak błyskawica, niewiadomo dlaczego, zjawił się na okamgnienie obraz Zeny i znikł.
Krukowski uważnie wykładał kartę, pukając na niej kostką palca, a każde takie puknięcie odzywało się w sercu Ałarina bolesnym skurczem, a w skroniach tętniało, jak pod uderzeniem młota: — „Bita — dana, bita — dana“.
— Bita! — krzyknęli wszyscy widzowie.
— A-a-a! — zwolna westchnął Ałarin i odraza owładnął mim nieopisany spokój.

VIII.

Ałarin obudził się o drugiej po południu i długo nie mógł uprzytomnić, czy to ranek czy wieczór. Leżał na łóżku w tym samym stroju, który miał na sobie wczoraj. Głowa ciężka, jak nalana ołowiem, bolała okropnie, oczy, z zaczerwienionemu od znużenia powiekami, zachodziły łzami i mrużyły się od światła, w ustach miał jakiś niemiły smak. W sercu czaił się jakiś lęk, jakby przeczucie wielkiego nieszczęścia, nie mógł wszakże, ani rusz, przypomnieć, co to zaszło wczorajszego wieczoru i silnie pocierał czoło.
Przypadkiem wzrok padł na szkatułkę. Stała tak, jak ją wczoraj wyciągnął z pod łóżka. Stała otwarta, obok niej leżała gazeta i kawałek szpagatu, którym były związane pieniądze.