Strona:A. Kuprin - Straszna chwila.djvu/73

Ta strona została przepisana.

mu się czemś tak marnem, że ze złością cisnął paczkę pod łóżko. Zaglądał w takie zakamarki szkatułki, gdzie nietylko nie zmieściłaby się paczka z jedenastu tysiącami rubli, ale trudno byłoby ukryć nawet zwykłą kopertę.
Zimny pot dawno już wystąpił mu na czoło, zdrętwiałe nogi bolały, on jednak klęczał ciągle przed szkatułką, po raz dziesiąty przerzucając rozsypane drobiazgi. Ruchy jego były podobne do ruchów tonącego, który rozpaczliwie szuka punktu oparcia.
Drzwi cicho skrzypnęły, otworzyły się i ukazała się w nich głowa gońca z przystani.
— Czego chcesz? — krzyknął Ałarin ze złością i zaczerwienił się nagle jak przestępca, schwytany na gorącym uczynku. Zdawało mu się, że goniec już wie wszystko i domyślą się dlaczego Ałarin klęczy na środku pokoju.
— List do wielmożnego pana — odrzekł goniec, podając Ałarinowi wielką kopertę i szykując się na wszelki przypadek do szybkiego odwrotu. — Kazali mi oddać do własnych rąk.
Ałarin spiesznie rozerwał kopertę. Przeczuwał z rozpaczą, że w liście tym kryje się najstraszniejszy cios.

„Komisja rewizyjna Zarządu prosi pana o stawienie się na szóstą po południu z pieniędzmi jemu powierzonemi i księgami rachunkowemi dla uskutecznienia sprawdzeń.“