się zachować w najtrudniejszych okolicznościach, teraz nie umiał wyjść z odmętu pojęć o uczciwości, o tem co możliwe i niemożliwe. A ponad tem wszystkiem tkwiła straszna świadomość, że Zena wyjeżdża z domu, wynosząc dlań uczucie pogardy.
— Jakże ją zatrzymać? — myślał Kaszpierow, chodząc bez przerwy po pokoju i kopiąc znajdujące się na drodze krzesła. — Przecież nie mogę jej zamknąć! Przeprosić? Niemożliwe... Nawet słuchać mię nie zechce! Wołałaby wejść w porozumienie ze wściekłym wilkiem, niż ze mną... A ja czuję, że nie wytrzymam... Zaledwie usłyszę jej kroki, wstrząsa mną dreszcz gorączkowy... Może napisać do niej?
Ta myśl najlepiej mu się podobała i Kaszpierow zabrał się zaraz, do pisania. Zaledwie jednak umaczał pióro w kałamarzu, drzwi otworzyły się szybko. Kaszpierow zmarszczył brwi i odwrócił się, aby zwymyślać lokaja, że wchodzi niewołany, ale zaniemówił. Stała przed nim blada, wzruszona, z gorejącemi oczyma — Zena.
Odgadł Kaszpierow instynktownie, że coś się stało, coś wyjątkowego, nieoczekiwanego. Zaparło mu oddech.
— Co pani jest panno Zeneido? — zapytał z lękiem, podnosząc się z krzesła. Dlaczego pani taka wzruszona?
Chciała, nie ociągając się, powiedzieć mu o celu
Strona:A. Kuprin - Straszna chwila.djvu/87
Ta strona została przepisana.