Strona:A. Kuprin - Straszna chwila.djvu/93

Ta strona została przepisana.

przyciskając do piersi paczkę z pieniędzmi. Zupełnie nie wiedziała, gidzie idzie i szłaby tak bez końca, gdyby nie zaczepił jej sankarz.
— Panienko! Pojedziemy za pół rubelka!
Dopiero teraz Zena pomyślała, że każda chwila jest droga. Wsiadła do sanek i zawołała:
— Do przystani! tylko jak najprędzej!... dostaniecie na piwo!
„Wańka“ zaczął siarczyście okładać biczyskiem szkapę.
Trwożne myśli obiegły znów Zenę i jak wichrem kręciły się w głowie.
— Boże, żeby tylko nie było zapóźno... A jeżeli... wejdzie i zobaczy na łóżku Ałarina... skurczonego, z zakrwawionem czołem... A może przez dumę odrzuci jej pomóc i krew jego wiecznem, niezmytem piętnem legnie na jej duszy... Ale nie, nie! Powie mu, jak jest jej drogi i bliski... znajdzie słowa, którym nie będzie mógł się oprzeć... „Miejcie wiarę w gorczyczne ziarno...“ Boże, co będzie jeżeli spóźni się?...
— Popędźcie konia, proszę — wołała ciągle na sankarza, który razem ze szkapą dokładał wszelkich starań, dziwiąc się tylko, że tak niecierpliwą ma pasażerkę. Stanęli wreszcie przed wielkim gmachem zarządu portowego.
Zena pośpiesznie wyskoczyła, wsunęła rubla do ręki sankarzowi i stanęła niepewnie na chodniku. Nie wiedziała dokąd skierować się.