lec... Kto się mną interesuje? Chyba ta anemiczna panienka... A cóż mnie ona obchodzi? Gdyby umarła nawet, palcembym nie kiwnął... Małoż to ludzi codziennie umiera?
Wszedł do swego pokoju, nie zdjął palta ani czapki i zdjął z gwoździa wielki z czarnej stali rewolwer. We wszystkich sześciu otworach błyszczały mosiężne główki nabojów.
Zostawić kartkę? Trzebaby coś niebanalnego... Jutro przecież wydrukują to w pismach... A to się wszyscy zdziwią! Żył między nimi człowiek, chodził, śmiał się, rozmawiał, brał udział w ich bezmyślnych uciechach — i naraz stał się nieruchomym, zimnym przedmiotem... A nadewszystko umarł, pogardziwszy całym tym marnym, plugawym tłumem... Co też, pomyśli taki Krukowski? Napewno poruszy mu to sumienie... przerazi się... A może wspomnieć w kartce o nim? Nie, to byłoby brzydko... zbyteczna już zemsta... niech sam obrachuje się ze swem sumieniem...
Ałarin wyjął arkusz listowego papieru i bez namysłu, nic nie przekreślając, napisał przedśmiertny list.
„Widocznie tak los zrządził, że musiałem przegrać jedenaście tysięcy rządowych pieniędzy. Może to wydać się dziwne, ale nie czuje się winnym. Nie mam z kim i po co się żegnać. Aleksander Ałarin“.
List ten miał być zemstą na społeczeństwie, które oskarżał niewiadomo dlaczego o swe nieszczęście.
Strona:A. Kuprin - Straszna chwila.djvu/98
Ta strona została przepisana.