Strona:A. Kuprin - Szał namiętności.djvu/105

Ta strona została przepisana.

— Wie pan, niezręcznie jakoś! Nie umiem znaleźć pretekstu. I wogóle... niezręcznie.
— Nie umiesz? A nos to swój sam wycierasz? — huknął rotmistrz grubym basem: Idź prosto za kulisy i mów: oto, jestem taki i taki, kornet, i mnie, prawdę powiedziawszy, trzeba jeszcze w pieluchach trzymać. Głupiś ty, Ałfieruszka, młody i głupi. Pójdziemy.
Uszczęśliwiony Ałfierow pobiegł za rotmistrzem, a ja wróciłem do dusznej sali na swoje miejsce; Herszek znów zagrał „Majufesa“, kurtyna wolno i niezdarnie podniosła się. W głębi sceny gestykulowali dwaj aktorzy, na boku od nich, blizko rampy, siedziała młoda kobieta, zwrócona twarzą do publiczności. W pierwszym akcie nie występowała, inaczej odrazu bym ją zauważył. Z początku sam nie zdawałem sobie sprawy dlaczego przykuła tak moją uwagę. Potem twarz jej wydała mi się do tego stopnia znajomą, że oczekiwałem tylko na jej głos. „Jeżeli przemówi, myślałem: to, napewno, przypomnę“. I kiedy przemówiła, natychmiast poznałem Lidoczkę. Jak się zmieniła przez te trzy lata! Nic jeszcze, gdyby tylko zmizerniała i postarzała się; nie, była jeszcze o tyle młoda i piękna, ażeby odrazu zachwycić wesołego korneta. Lecz w twarzy jej, w pełnych zmęczenia ruchach, w nerwowym, zmęczonym głosie wypowiadało się oddawna ukryte cierpienie, wypowiadało się nawet skroś zwykłe kłamstwo teatralnego udania. Opuściłem Lidoczkę jako zbytną, pełną wdzięku panienkę, omal nie dziecko, a teraz ze zdziwieniem i głębokim żalem patrzałem na ko-