i zdumienie, i niepokój, i radość, wybuchła momentalnie i tak samo momentalnie zgaszona, która zamieniła się suchą powagą.
— Lidjo Michajłowno, — rzekłem, niepokojąc się i zaglądając jej w oczy: Lidjo Michajłowno, w jakich dziwnych warunkach zdarzyło się nam spotkać!
Lidoczka wyraźnie wrogo zmarszczyła cudne brwi.
— Tak, my z panem, zdaje się, cokolwiek się znamy, — rzekła: Tylko nic dziwnego w naszem spotkaniu nie widzę.
I, odwróciwszy się ode mnie, poszła do siedzących na otomanie artystów. W czasie tym byłem jeszcze słaby w znajomości życia, i suchość jej zraniła mnie głęboko, tym bardziej, że cała ta scena rozegrała się wobec licznych widzów i wywołała nawpół zdławiony śmiech. „Za co ona mnie tak odcięła? — myślałem zmięszany: ja, zdaje się, oprócz radości z zobaczenia jej, nic nie powiedziałem”.
Tymczasem Ałfierow, brzęcząc ostrogami, już dawno opowiadał Lidoczce straszne głupstwa: „Ta wysoka rozkosz, której doznali wszyscy widzowie, którzy na widok tej, która potrafiła wcielić...” W końcu tak się zaplątał w fatalnych „których”, że skonfundował się, że ni z tego ni z owego zakończył mowę donośnem żądaniem szampana.
Strzeliły korki, krzesła przysunięto do stołu garderoba odrazu napełniła się gwarem głosów męskich i niewieścich. Doktór, zupełnie jakby zerwawszy się z łańcucha, zaczął na lewo i na prawo
Strona:A. Kuprin - Szał namiętności.djvu/111
Ta strona została przepisana.