i wzdychała, i jakby sama nie wierzyła temu, co w niej w tej chwili się działo. W końcu, kiedy ogień w lampie zaczął gasnąć, spostrzegłem się i zacząłem się żegnać.
— Czekam pana jutro, — rzekła Lidoczka, mocno ściskając mą rękę: Niech pan pamięta: jak pan powie, tak i będzie. Tak wierzę panu, że nawet przyjąć pomoc od pana lekko mi będzie.
I znów tej nocy, tak samo, jak przed kilku laty, po mojem pożegnaniu z Lidoczką, długo nie mogłem zasnąć, i znów przyszło mi do głowy oświadczyć się jej. Wzruszyło mnie jej opowiadanie o życiu tułaczem, i wszelkimi siłami chciałem dać jej odpoczynek, przytulić ją i uspokoić. „Kobieta, która wiele przecierpiała, powinna umieć i bardzo kochać, — myślałem, przewracając się z boku na bok: będzie najczulszą żoną i matką. I już, rozumie się, jeżeli zostanie żoną moją, nikt nie ośmieli się wymawiać jej hańbę dawnego życia“.
Tak rozważałem, ponieważ dotychczas jeszcze nie spotykałem ludzi, podobnych do Lidoczki. Lecz wyszło następnego dnia coś nieoczekiwanego, dziwnego, według ówczesnych poglądów moich nawet bezsensownego. Zdarzało się wam, panowie, słyszeć, jak w cerkwi wygłaszają modlitwę: „O wszelkiej duszy chrześcijańskiej, cierpiącej i nienawiści pełnej, oczekującej pociechy od Chrystusa“? Oto i Lidoczka właśnie należała do tych cierpiących i nienawiści pełnych. To najbardziej niezrównoważeni ludzie. Miota-miota nimi los, i tak w ostateczności ich
Strona:A. Kuprin - Szał namiętności.djvu/122
Ta strona została przepisana.