Strona:A. Kuprin - Szał namiętności.djvu/129

Ta strona została przepisana.

Zapadł zmrok. W salonie, gdzie wszyscy czworo przeszli na czarną kawę, nie zapalono jeszcze światła. Malutki kącik, który gospodyni domu, baronowa Eisendorf, kokieteryjnie nazywała „swoim kącikiem“, w zupełności tonął w mroku. Wypielęgnowane latanje, feniksy i filodendrony splątały się nad głowami siedzących, zupełnie jakby strop jakiejś egzotycznej altanki. Skutkiem czerwonawego światła latarni ulicznych długie ich liście rzucały na sufit fantastycznie-piękne, drżące cienie. Z jadalni, gdzie jeszcze paliły się świece, biegła po podłodze, przedarłszy się przez szczelinę w drzwiach, wązka i długa jasna smużka, mimowoli przyciągająca ku sobie oczy. Siedzący w „kąciku“ — dwie kobiety i dwóch mężczyzn — stanowili przyjacielskie, ścisłe kółko, na cokolwiek cynicznem wzajemnem pobłażaniu w dziedzinie flirtu oparte. Wszyscy byli młodzi, piękni, niezależni i bogaci. Baronowa była wdową już od lat czterech i często mówiła, że nigdy więcej nie wyjdzie zamąż, dlatego że korzystać z uciech życiowych daleko wygodnej i przyjemniej będąc wdową. Przyjaciółka jej, Betsy, nie miała powodów do zazdroszczenia jej tego, choć była zamężną za bardzo poważnym, bardzo starym i bardzo pobłażliwym dygnitarzem. Obydwie pa-