uderzyła Czcheizde wachlarzem w rękę: niech pan mówi poważnie.
W ciemności dał się słyszeć dźwięk, podobny do pocałunku i książę rzekł sztucznym głosem, jakim zawsze „wschodni“ ludzie mówią komplementy:
— Najpiękniejszy kwiat róża. Podobna jest do pani, Betsy.
Baronowa znów podniosła głowę, ażeby zobaczyć Sanina.
— A pan, mr. Georges, dlaczego pan nie mówi jaki jest pański ulubiony kwiat? — spytała.
— Mój kwiat?
Sanin zamyślił się.
Przez twarz jego prześlizgnął się jakiś jakby smutny, jakby czuły cień. Widocznie, przypomniał sobie coś bardzo dalekiego.
— Narcyz, — odpowiedział wreszcie.
— Narcyz? Fi! To taki wulgarny kwiatek.
— Nie, to kwiatek zakochanych.
Wie pani, co o nim mówią na Wschodzie?
I Sanin wyrzekł przeciągłym głosem:
Przesyłam ci narcyz. Z barwy płatków.
Podobny on do tego, kto śmiertelnie zakochany.
W nim woń, jak u dziewicy w godzinie spotkania, i bladość młodzieńca w chwili rozstania.
— To delikatny, naiwny, marzycielski kwiatek. Ma taki delikatny, ledwie wyczuwlany, ostry zapach. Rośnie na blado-zielonem kruchem źdźble i, zerwany, więdnie, nie dożywszy do rana.
— Ach, mój Boże, jakieś to wzruszające! —
Strona:A. Kuprin - Szał namiętności.djvu/132
Ta strona została przepisana.