podoba... tylko... tylko, proszę pana... nie wystawiajcie mnie na pośmiewisko miasta... Byłoby to dla mnie zbyt ciężkiem...
— Nie, na to się nigdy nie zgodzę, — odrzekłem, wzruszony jego pełnemi samozaparciu słowami...
— Tak?.. Nie zgodzi się pan?.. —
W głosie Matwieja Kuźmicza dało się słyszeć radosne podniecenie: — Nie zgodzi się pan? Pan nie uwierzy, z jaką ulgą to słyszę... Przecież od pierwszego spojrzenia wywarł pan na mnie wrażenie takiego uczciwego człowieka... Byłem prawie pewien, że pan się nie zgodzi.
— Rozumie się, że się nie zgodzę.
— No a teraz ostatnie... Pozostaje panu zabrać ją ze sobą. Co do jej zgody niema co wątpić.
Ona pójdzie za panem na skraj świata chociaż. Czy chce pan tego?
Nie odpowiedziałem ani dźwiękiem. Nie wie działem, co mam powiedzieć.
— Niech pan robi, jak będzie uważać za lepsze. Wszystko należy od pana. Nie mam prawa ani radzić, ani odmawiać, chociaż muszę powiedzieć, że Wiktorję Iwanownę ubóstwiam, nawet więcej — modlę się do niej... Lecz pozwolę sobie powiedzieć tylko jedno... Niech pan spróbuje zwrócić się do swego sumienia i do swego rozumu. Po roku, no, powiedzmy, po dwóch, czy nie stanie się dla pana ciężarem wieczne wspólne życie z niemą kobietą, z kaleką? Ja sam za pana odpowiem „tak“. Jeżeli tak, to jedno z dwojga: albo życie pańskie stanie się nieznośnym cięża-
Strona:A. Kuprin - Szał namiętności.djvu/140
Ta strona została przepisana.