Strona:A. Kuprin - Szał namiętności.djvu/159

Ta strona została przepisana.

wietrze już dostrzegalnie ściemniało, i unosiły się w niem z głuchym szumem czerwcowe żuki. Blondynka leżała na hamaku. Tak głęboko zamyśliła się, patrząc swoim zwyczajem w górę, że nie posłyszała kroków ostrożnie podchodzącego do niej aktora. Aktor podkradł się zupełnie blisko do swojej uczennicy, obejrzał się na wszystkie strony, pragnąc przekonać się, czy nie patrzy ktokolwiek na niego i potem, szybko nachyliwszy się, pocałował blondynkę w włosy. Ona drgnęła, lekko uniosła się w hamaku i naraz, ku mojem zdziwieniu, zamiast tego, ażeby rozgniewać się lub krzyknąć na aktora, delikatnym ruchem otoczyła rękoma jego szyję, przyciągnęła jego twarz do swojej i... pauza na trzy minuty... spiesznie odwróciłem się. Choć wszystko, co widziałem nie dotyczyło mnie, lecz poczułem do aktora straszną, pełną zazdrości zawiść.
Tego wieczoru nauczyciel odjechał do miasta. Blondynka i aktor odprowadzali go. Ściskali mu na pożegnanie rękę, całowali go i śmieli się w najbardziej przyjacielski uspakający sposób. Nauczyciel uśmiechał się do nich i długo jeszcze, siedząc w bryce, kiwał głową do stojących przy furtce żony i przyjaciela dzieciństwa.
Następnego dnia, wstawszy wcześnie rano i wyjrzawszy przez okno, byłem zdumiony do tego stopnia, że nie wierzyłem swoim oczom. Przy furtce mojego sąsiada stała bryka, naładowana rzeczami w liczbie których poznałem cały bagaż, przywieziony przez aktora. Wkrótce wyszedł z domu i on sam z blondyn-