Strona:A. Kuprin - Szał namiętności.djvu/18

Ta strona została przepisana.

dlatego że pokład pod jej nogami naraz wydał się dziwnie chwiejnym, a własne ciało niezwykle lekkiem. Usiadła na brzeżku ławki.
Miasto ledwie bielało w oddali w złocistym blasku i teraz nie można już było wyobrazić sobie, że stoi na górze. Na lewo płasko ciągnął się i ginął w morzu nizki, piaszczysty, ledwie różowawy brzeg.

III.

Pomocnik kapitana kilkakrotnie przechodzi! obok niej z początku sam, potem ze swoim kolegą również marynarzem, w kitlu ze złotymi guzikami. I choć nie patrzała na niego, lecz za każdym razem jakiemś ubocznem wrażeniem widziała, jak pokręca wąsy i długo przyglądał się jej wilgotnem baraniem spojrzeniem czarnych oczu. Usłyszała nawet raz jego słowa, powiedziane, napewno, z wyrachowaniem ażeby usłyszała:
— Czart! Oto kobieta! To rozumiem!
— Tak, babinka! — rzekł drugi.
Wstała, ażeby zmienić miejsce i usiąść naprzeciwko, lecz nogi źle jej słuchały i zaprowadziły ją naraz w bok, do zapasowego kompasu, otulonego płótnem żaglowem. Ledwie-ledwie zdołała zatrzymać się o niego. Tu dopiero zauważyła, że zaczęło się prawdziwe, dające się uczuć kołysanie. Z trudem dotarła do ławki przy przeciwległej burcie i opadła na nią.
Ściemniło się. Na samym szczycie masztu za-