góry, zakręcała się białemi chwytnemi muszlami.
— Pardon, madame, — posłyszała Helena głos nad sobą.
Obejrzała się i zobaczyła wciąż tego samego śniadego pomocnika kapitana. Patrzał na nią słodkiemi, mglistemi, zachwyconemi oczyma, i mówił:
— Daruje pani, jeżeli pozwolę sobie dać jej radę. Niech pani nie patrzy w dół, to znacznie gorzej, z tego bywa zawrót głowy. Najlepiej patrzeć na jakikolwiek punkt nieruchomy. Naprzykład, na gwiazdę. A najlepiej by było pani położyć się.
— Dziękuję panu, nic mi nie potrzeba, rzekła Helena, odwracając się od niego.
Lecz on nie odchodził i w dalszym ciągu nadskakującym, przeczulonym głosem w którym dawał się słyszeć zwykły ton parostatkowego uwodziciela, mówił:
— Pani mi daruje, proszę bardzo, że tak podszedłem, do pani, nie mając zaszczytu... Lecz niezwykle znajomą jest mi osoba pani: Pozwoli pani zapytać, czy nie jechała pani przy poprzednim kursie z nami do Odesy? E-e — e... można usiąść?
— Dziękuję panu, — rzekła, wstając z miejsca i nie patrząc na niego: pan bardzo troskliwy, lecz uprzedzam pana: jeżeli choć raz spróbuje pan zaproponować mi swoje rady lub usługi, natychmiast po przyjeździe do Sewastopola telegrafuję do Wasylja Eduardowicza ażeby pana natychmiast usunięto z Ruskiego Towarzystwa Żeglugi i Handlu. Słyszał pan?
Strona:A. Kuprin - Szał namiętności.djvu/20
Ta strona została przepisana.