z truciem mieściło się w niej łóżko i malutkie biureczko, między które ledwie można było wcisnąć rozkładany taboret dywanowy. Lecz wszystko było wytwornie czyste, nowe i nawet kokieteryjne. Pluszowa tygrysia kołdra na łóżku była do połowy odsłonięta, i świeża bielizna, bez jednej fałdeczki, zachwycała wzrok rozkoszną bielą.
Lampka elektryczna w kryształowym kloszyku łagodnie świeciła z pod zielonego abażura. Przy lustrze na składanej mahoniowej umywalni stał wazonik z konwalją i narcyzami.
— I oto proszę bardzo... Na miłość Boską, — mówił pomocnik kapitana, unikając spojrzenia na Helenę: Niech pani będzie jak w domu, znajdzie tu pani wszystko potrzebne do toalety. Dom mój — pani dom. To nasz obowiązek marynarski — okazywać usługi płci pięknej.
Roześmiał się z taką miną, która winna była okazać, że ostatnie słowa — nic więcej, jak miły, przyjacielski żart, powiedziany niedbale i nawet ordynarnie przez prostego i serdecznego chłopca.
— Zatem niech pani się nie obawia, proszę bardzo, — rzekł i wyszedł.
Tylko raz, na jedną chwilę, odwróciwszy się w drzwiach, spojrzał na Helenę, i nawet nie w jej oczy, a gdzieś wyżej, tam, gdzie zaczynały się u niej wspaniałą falą delikatne złociste włosy.
Jakiś lęk instynktowny, jakieś resztki rozsądnej ostrożności zaniepokoiły naraz Helenę, lecz w tej chwili podłoga kajuty szczególnie silnie podniosła się i zu-
Strona:A. Kuprin - Szał namiętności.djvu/30
Ta strona została przepisana.