wiało słońce. Daleka płaska linja brzegu ledwie żółciała na przedzie.
Dopiero teraz, kiedy stopniowo wróciła jej zmącona przez sen świadomość, ogarnęła głęboko umysłem całą grozę i hańbę minionej nocy. Przypomniała sobie pomocnika kapitana, potem kadeta, potem znów pomocnika kapitana. Przypomniała, jak ordynarnie, z nieukrywanym wstrętem nizkiego, przesyconego człowieka wyprowadzał ją ten piękny grek ze swojej kajuty. I wspomnienie to było najcięższem ze wszystkiego.
Na trzy godziny parostatek zatrzymał się w Sewastopolu, podczas gdy długie, posłuszne skrzydła żórawi wyładowywały i naładowywały bele, beczki, pęki belek żelaznych, jakieś tablice marmurowe i worki. Mgła rozwiała się. Przecudna okrągła zatoka, obramiona żółtymi brzegami, leżała nieruchomo. Zręczne białe i czarne kutry lekko przecinały jej powierzchnię. Szybko prześlizgiwały się białe łódki floty wojennej z ukośnym krzyżem św. Andrzeja na rufie. Marynarze z obnażonemi szyjami wszyscy, jak jeden, daleko odrzucali się w tył, wyrzucając wiosła z wody.
Helena zeszła na brzeg i, sama nie wiedząc dlaczego, objechała miasto tramwajem elektrycznym. Całe górzyste, murowane białe miasto wydawało się pustem, wymierającem, i można było pomyśleć, że nikt w niem nie mieszka, oprócz oficerów marynarki, marynarzy i żołnierzy — zupełnie jakby było zdobyte.
Strona:A. Kuprin - Szał namiętności.djvu/34
Ta strona została przepisana.