Posiedziała trochę w ogrodzie miejskim, obojętnie patrząc na jego gazony, palmy i przycięte krzaki, obojętnie słuchając muzyki, grającej w rotundzie. Potem wróciła na parostatek. O godz. pierwszej w południe statek odbił od brzegu. Dopiero wtedy, po ogólnem śniadaniu, Helena powolutku, zupełnie jakby skradając się, zeszła do salonu. Jakieś poniżające uczucie, wbrew jej woli, zmuszała ją do unikania towarzystwa i przebywania w samotności. I dlatego, ażeby wyjść na pokład po śniadaniu, musiała dokonać nad sobą olbrzymiego wysiłku: Do samej Jałty przesiedziała przy burcie, oparłszy głowę na jej poręczy.
Nizki żółty piasczysty brzeg stopniowo zaczął się wznosić i na nim zabarwiły się rzadkie ciemne krzaki zieleni. Któryś z pasażerów siedział obok Heleny i z książki — przewodnika opowiadał, umyślnie głośno, ażeby słyszano go wokoło, o tych miejscach, które biegły na spotkanie parostatku, i bez żadnego zainteresowania, przygnębiona koszmarną zgrozą wczorajszego, czując się od nóg do głowy zupełnie jakby wytarzaną w śmierdzącem błocie, z nudą patrzała, jak rozwijały się przed nią przecudne miejscowości półwyspu Krymskiego. Przepłynął przylądek Fiolent, czerwony, spadzisty, z zaostrzonymi skałami, gotowymi ot już runąć w morze. Niegdyś wznosiła się tam świątynia krwi żądnej bogini — składano jej ofiary w ludziach, i ciała niewolników zrzucano w przepaść ze skały. Minęła Bałakława z ledwie dostrzegalną sylwetka zrujnowanej wieży ge-
Strona:A. Kuprin - Szał namiętności.djvu/35
Ta strona została przepisana.