Strona:A. Kuprin - Szał namiętności.djvu/49

Ta strona została przepisana.

Był lipiec, piąta godzina popołudniu i straszny upał. Całe murowane olbrzymie miasto oddychało żarem, zupełnie jak rozpalony piec. Białe mury domów błyszczały nieznośnie dla oczów. Asfaltowe trotuary rozmiękły i paliły podeszwy. Cienie od akacji przeciągały się po jezdni z płyt kamiennych mizerne, zmęczone i również wydawały się gorącemi. Blade pod promieniami słońca morze leżało nieruchomo i ciężko, jak martwe. Na ulicach unosił się biały pył.
W tym czasie w jednym z prywatnych teatrów, w foyer, kończyła swą zwykłą pracę niewielka komisja z adwokatów miejscowych, która podjęła się bezpłatnie prowadzić sprawy mieszkańców, którzy ucierpieli skutkiem ostatniego pogromu żydowskiego. Było ich dziewiętnaście osób, wszystko pomocnicy adwokatów przysięgłych, ludzie młodzi, czołowi i sumienni. Posiedzenie nie wymagało żad-