Spotkaliśmy się akurat przed jej występem, w ciasnym korytarzu, między ścianą a kulisami. Miała na sobie białą prostą suknię, przepasaną w talji błękitną wstążeczką. Dziwnie zmieniła się jej twarz skutkiem charakteryzacji: stała się jakby nieznaną, rysy jej uwydatniły się ostrzej i piękniej, oczy, podczernione i bardzo błyszczące z niepokoju wewnętrznego i ciemnej farby, wydawały się nienaturalnie wielkiemi.
— Co? — spytałem: lęk przejmuje?
Przytuliła obie ręce do piersi i popatrzała na mnie jakimś proszącym o pomoc wzrokiem.
— Strasznie... Tu oto tak i bije... Ja, zdaję się, wyrzeknę się wyjścia na scenę. Lecz, gdzie ja podzieję swe ręce i nogi? Boże mój, jaka męka!
Zawezwał ją inspicjent. Zacząłem przysłuchiwać się. Zamiast wesołych słów początkowych jej roli, zamiast dźwięcznego śmiechu, wymaganego przez sztukę w tem miejscu, posłyszałem nieśmiałe przerywany, jakby obcy głos, i mimowoli zmrużyłem oczy. Wstyd mnie jakiś zdjął za Lidoczkę i strach. Znałem jej nerwy i ambicję, i rozumiałem, jak sama cierpi z powodu swej niezręczności.
Przez kilka męczących sekund nic nie słyszałem, i kiedy w końcu bojaźliwie zajrzałem przez boczne płócienne okno na scenę, to skamieniałem ze zdumienia. Lidoczka nie tylko przyszła do równowagi, — była nie do poznania. Każdy ruch jej odznaczał się niewymuszonym i pewnym siebie wdziękiem, każde słowo wygłaszała właśnie tak, jak je wygła-
Strona:A. Kuprin - Szał namiętności.djvu/82
Ta strona została przepisana.