samej plamki nie widzisz, a oderwać się od niej nie można.
Tak i Lidoczka, widocznie, wciąż jeszcze widziała przed sobą deski sceniczne, wznoszące się nad setkami głów, słyszała ogłuszający, upajający odgłos oklasków, i znów ją ciągnęło do tego przecudnego snu, z którego dopiero co się obudziła.
Wśród publiczności debiut Lidoczki stanowczo wywołał efekt, i wielu podążyło tegoż jeszcze wieczoru wypowiedzieć jej to w najbardziej pochlebnych wyrazach. Zdanie większości zapewniło jej na następne przedstawienie trudną i wyróżniającą się rolę: winna była grać Ofelję.
Zabrała się do rzeczy z tą namiętnością, z jaką zabierała się do wszystkiego dla niej nowego, i przytem tak uporczywie, jak trudno było po niej się spodziewać. Schudła nawet i zbladła. Co wtedy czuła, jak pracowała jej wyobraźnia — Bóg ją wie; nikomu o tem nic nie mówiła. Lecz, prawdopodobnie, w duszy jej właśnie wtedy i zrodził się cały świat nowych nadziei i wrażeń, mający olbrzymi wpływ na całe jej przyszłe życie.
W końcu nadeszło i przedstawienie. Znajdowałem się w liczbie widzów — za kulisy mnie więcej już nie wpuszczali, dlatego że w teatrze zaprowadzono surowe porządki, i wystawiał sztukę prawdziwy rutynowany aktor nie bez nazwiska.
Lidoczka, prawda, nie uniknęła ogólnej doli debiutantek: mówiła niekiedy zbyt cicho, robiła wielkie pauzy... Lecz za to widziałem prawdziwą Ofelję,
Strona:A. Kuprin - Szał namiętności.djvu/84
Ta strona została przepisana.