Strona:A. Kuprin - Szał namiętności.djvu/87

Ta strona została przepisana.

sie byłem nadzwyczajnie młody, niewybaczalnie młody. Do domu doszedłem zupełnie jak na skrzydłach i, jak Boga kocham, nie mogę powiedzieć, czy spałem, czy nie spałem tej nocy. Zdarza się taki stan; nie to śpisz, nie to czuwasz, nie to marzysz. To — kiedy w głębi duszy jest jakiekolwiek szczególne, wielkie wrażenie. Zrozumiała rzecz, wtedy też domyśliłem się, że już oddawna zakochany jestem w Lidoczce (choć, szczerze mówiąc, przedtem nie dostrzegałem najmniejszych oznak tej miłości). Myślałem noc całą, jak to zobaczę ją rano nieśmiałą, rumieniącą się z powodu wczorajszej śmiałości, jak jej powiem, że pokochałem ją od pierwszego spojrzenia... Tylko to mnie powstrzymywało, w jakiej formie oświadczyć się jej? „Pozwoli pani ofiarować sobie rękę moją i serce?“ Obrzydliwie i zupełnie jakby zaproszenie do kontredansa. „Czy chce pani, Lidjo Michajłowno, być moją żoną?“ Hm... To jakby niczego, lecz dla młodej dziewicy, przypuszczam, cokolwiek za urzędowo. Co? Słowem, na tym punkcie ani jednej wyraźnej decyzji nie powziąłem.
O godzinie szóstej rano, zupełnie jakby od nagłego pchnięcia, obudziłem się z myślą o Lidoczce i o mającem się odbyć spotkaniu. Po kilku minutach, drżąc z zimna i młodzieńczego zachwytu, czując rzeźkość i sprężystość we wszystkich muskułach, przeskakiwałem jednym susem płot ogrodu Lidoczki.
Ranek, jak umyślnie, wypadł chłodny, złoty, wesoły, taki dźwięczny. Trawa błyszczała, zupełnie jak jasny zielony jedwab, i na niej tu i ówdzie drża-