— Tak, wybieram, lecz, jeżeli pani sobie życzy, mogę pozostać. Sprawa nie tak gwałtowna.
— Nie, koniecznie niech pan jedzie i — jak można najprędzej. Za tydzień będę tam z papą, i pan, jeżeli chce, urządzi dla mnie wszystko. Dobrze? Czy może pan to zrobić? No, więc, dziękuję panu bardzo. A teraz, niech pan idzie, niech pan idzie; papa zaraz się obudzi. I niech pan pamięta: najściślejsza tajemnica!
Odszedłem, z opuszczoną głową. Zaraz też błysnęła mi myśl: jakiem to mógł pomyśleć, że jestem zakochany w Lidoczce? Czyż jestem zakochany? Poprostu — jestem jej przyjacielem, oddanym, wiernym przyjacielem. Ojciec jej dobry człowiek, lecz o niczem, prócz swej izby skarbowej, wiedzieć nie chce; matka całe życie kłopocze się z nerwami i doktorami. Koniecznie przecież potrzebny jest Lidoczce przyjaciel i doradzca, który by bronił jej dziecinny brak doświadczenia.
Mimo to, jak nie starałem się pocieszyć pokusami solidnej roli przyjaciela, a w głębi duszy bolało mnie i świdrowało poczucie krzywdy. W tym zielonym okresie nie zdążyłem jeszcze przyjść do wniosku, że los skazał mnie na wieczne kawalerstwo. Zdaje się, na świat Boży przyszedłem z jakiemiś specjalnemi zaletami starego kawalera. Ile dziewcząt powierzało mi swoje malutkie tajemnice, ile dam wybierało mnie na „pierwszego przyjaciela!“ A tymczasem, ledwie tylko serce moje przylepi się do jakiejkolwiek wybranki, — ona odrazu mnie
Strona:A. Kuprin - Szał namiętności.djvu/91
Ta strona została przepisana.