Strona:A. Kuprin - Szał namiętności.djvu/98

Ta strona została przepisana.

dla mnie zawsze zagadką; żyliśmy w ścisłej przyjaźni, choć przez tygodnie nie rozmawialiśmy z sobą ani słowa. Prawda kornet Ałfierow z pierwszego spojrzenia nie zdumiewał rozumem, lecz im bliżej go się poznawało, tym wydawał się głupszym. Mówił mało, lub, ściślej nie mówił, a palił, i zawsze z dodatkiem własnych słóweczek: kobyla głowa, damisko — zamiast dama, bekalja tenter wenter i t. p. Kiedy bywał w domu, (co, zresztą, zdarzało się rzako), zawsze zastawałem go w jednej i tej samej pozie leżącego na otomanie: długie nogi, zarzucone jedna na drugą do góry, rozpięta kolorowa koszula, gitara w rękach i papieros w kąciku ust. Cały jego repertuar muzykalny, wykonywany niezwykle fałszywym basem, składał się tylko z dwóch sztuk. Jedna, majorowa — śpiewaną była w antraktach między hulankami, w sferze pieniężnej, mniej więcej, w ten sposób:

Szaleją konie, brzęczą mundsztukami,
Pienią się, rwą się, chrapią,
Panie, panienki wzrokiem zrozpaczonym,
W ślad za odjeżdżającymi patrzą.

Sztuka minorowa odznaczała się najbezsensowniejszemi słowami. Pamiętam tylko, że mówiło się tam o tem:

Jak przyjemnie
Umierać w gorączce,
Kiedy serce bije, jak
U młodego pieska

.