Strona:A. Lange - Elfryda.pdf/148

Ta strona została uwierzytelniona.

wały dęba! Natri bromati musieliby zażywać na uspokojenie. Prawdziwa tragiedja. Uważajcie...
Pewnego dnia przychodzi do mnie młodzieniec bardzo przystojny i sympatyczny: szuka posady zarządcy w gospodarstwie rolnym. Świadectwa doskonałe: pracował przedtym w powiecie oborskim, w majątku Pożaryszcze, gdzie byli z niego bardzo zadowoleni. Dla spraw rodzinnych zmuszony był opuścić tę posadę — i szuka gdzieindziej. Jestem człowiek dyskretny, więc o tajemnice rodzinne pytać go nie chciałem, przekonany zresztą, że i tak się o nich dowiem. Właśnie zaś miałem dla niego świetną posadę.
— Doskonale pan trafił — mówię mu. — Była u mnie wczoraj pewna pani, poszukująca administratora majątku — koło czterdziestu włók — pensja przyzwoita. Pójdzie pan na ulicę Hożą Nr ab, do pani Leśniewskiej, gdzie obywatelka ta się zatrzymała. Zdaje się, że to również powiat oborski, więc gleba tasama i warunki gospodarcze podobne. Majątek duży. Kultura wysoka. Proszę się pytać o siostrę pani Leśniewskiej.
Młodzieniec, nazwiskiem Jan Pawęża, wielce mi dziękował — i natychmiast udał się na ulicę Hożą. Co tam zaszło, nie wiem, ale nazajutrz, koło pierwszej popołudniu, przychodzi do mnie pani Świętokrzyska, właśnie siostra pani Leśniewskiej, obywatelka z powiatu oborskiego, bardzo wzburzona — i tak mi powiada:
— A to ładnych urzędników pan mi przysyła! Czy pan wie, że ten człowiek chciał mię zamordo-