Strona:A. Lange - Elfryda.pdf/157

Ta strona została uwierzytelniona.

nicach, z żoną nawet kłócić mu się nie chciało, choć ta zrzędziła bez przerwy, stale podrażniona w złym humorze. On albo siedział całemi dniami w domu i układał pasjanse, albo do sąsiadów uciekał, albo włóczył się po folwarkach, szukając tam pocieszenia...
Trwało to póty, póki się nie znalazła jakaś bardzo piękna dziewucha, która wywołała wielki przewrót w Zielenicach i miała stać się źródłem niesłychanych klęsk i nieszczęść.
Tereska miała na imię, a z ojca zwała się Gołębianka. Była z Zielenic, prosta chłopka, miała lat dwadzieścia, a ktoby na nią spojrzał — myślałby: królewna. Czasem w zapadłej chacie taki się kwiat urodzi, co to raz na sto lat zakwita. Miała ona „złe oko“ — to rzecz pewna. Nie było chłopca w Zielenicach, Olszynie, Strawnikach, Piasecznie, Kurhanach, coby przez nią nie płakał z wielkiej miłości, co też, oczywiście, było przyczyną gorzkiego zmartwienia dziewcząt wiejskich.
Kiedy słowo powiedziała — to mimowoli każdy jej słuchał. Wszyscy ją uwielbiali, ale nie bez trwogi zbliżali się do niej. Nikt nie miał siły oprzeć się jej czarom. Była dotychczas panną i nikt nie miał odwagi zaproponować jej ślubów.
Z trzeciej wsi syn gospodarski przysyłał do niej swatów: wyśmiała go i tyle.
Miała wielkie ambicje i wysoko mierzyła. Janusz zapoznał się bliżej z Tereską, na którą oddawna już miał oko — i musiał jej nęcące poczynić obietnice, jeżeli się zgodziła przyjąć stanowisko