Strona:A. Lange - Elfryda.pdf/159

Ta strona została uwierzytelniona.

nistrować Zielenicami. Janusza też za łeb wzięła i teraz dopiero człowiek ten, który czterdzieści pięć lat życia przepróżnował, zmuszony był zabrać się na serjo do roboty, a jeżeli rozkazów nie wypełnił, groziły mu męczarnie Tantalowe...
Niedość tego. Teresa miała czas na wszystko; kazała Elżbiecie, aby ta ją uczyła muzyki i francuskiego. Po roku nauka ta wydała świetne rezultaty: Teresa mówiła po francusku lepiej od Elżbiety, a do muzyki okazała niepospolite zdolności. Dużo, choć bezładnie, czytała; stąd i zowąd połapała różne wiadomości, kierowana przytym jakimś osobliwym instynktem, tak że mogła wybornie udawać osobę wykształconą.
Zdaje się, że Janusz obiecywał Teresie małżeństwo w razie śmierci żony: ale Elżbieta była to baba strasznie zdrowa; dziw poprostu, że nie miała dzieci.
Janusz i jego kochanka byli skrępowani tylko pod względem pieniężnym, gdyż — bądź-co-bądź — właścicielką majątku była Elżbieta, a choć Teresa, dzięki sprężystej administracji, zdobyła sobie pewne własne źródła dochodów, to jednak sumy te były szczupłe i panowanie Teresy było, koniec końców, połowiczne.
Elżbieta zaś ciągle rozmyślała, jakby się pozbyć tej dziewczyny. Zaproponowała jej posag i małżeństwo z jakimś młodym człowiekiem, mającym przyszłość przed sobą. Od pierwszej chwili wybrała sobie Elżbieta za ofiarę do tej intrygi — młodego Pawężę.