Strona:A. Lange - Elfryda.pdf/184

Ta strona została uwierzytelniona.

którą kocham, i wielce za to jestem panu wdzięczny, gdyż może w ten sposób dojdziemy do porozumienia.
— Nic nie pojmuję?
— Jakim sposobem dowiedział się pan, że pańska żona...
— Moja żona? Kiedy ja nie mam żony...
— Jak to? — A więc — jeżeli wolno zapytać — o kogo się pan upomina w tej sprawie?
— O pannę Emilję B...
— O pannę Emilję B... z Burzanów?
— Pan ją zna?
— Ze słychu, ponieważ należy do znanej rodziny — ale osobiście nie mam zaszczytu — i nigdy jej nie widziałem.
— A więc właściwie — to ja niesłusznie wystąpiłem do pana z pretensją...
— W każdym razie żadnej winy nie mogło być z mojej strony.
— A zatym...
Pomimo bólu zacząłem się śmiać i podałem Łąckiemu rękę.
— A zatym będę musiał szukać satysfakcji gdzieindziej. Ale gdzie?... Nazwisko tosamo...
Opowiedziałem mu całą sprawę od początku: wizytę Łąckiego u Emilji, zerwanie, maskaradę, moje poszukiwania, decyzję ostateczną aż do chwili przyjazdu tu do Skalisk.
— Ale dla czego pan tak odrazu się zgodził na moje wyzwanie? I co mi pan tu coś opowiadał — dziękował — —