znaną, a nawet i na miasto rozeszła się o tym wiadomość.
W parę dni potym przybył hr. Stefan. Dla Ksawerego to spotkanie było nad wyraz przykre; tłumaczył się, przepraszał, przypominał, że go uprzedzał o takiej możliwości i t. d. Ostatecznie jednak, chociaż hr. Stefan był miljonerem, postępowanie Ksawerego bardzo mu się nie podobało i powiedział mu:
— Mój kochany, wiem, że jesteś lekkomyślny, ale bądź-jak-bądź to, coś zrobił, nazywa się po francusku indélicatesse, a po polsku Schweinerei — i odszedł, nie podawszy mu ręki.
Towarzystwo częściowo stanęło po stronie Ksawerego, wiedząc, że ten błagał Stefana, aby nie wodził na pokuszenie. Większość jednak potępiła młodzieńca: bądź-jak-bądź cudzy kapitał sprzeniewierzyć w ten sposób — jest to rzecz poprostu nieuczciwa. Słowem nagle Ksawerego ogłoszono za infamisa.
— Bój się Boga, Witoldzie — mówił Ksawery do Larskiego, który właśnie przyjechał był do Warszawy — przynajmniej ty mnie zrozumiej, wytłumacz i broń wobec tych napaści.
Ale Witold, któremu o tej sprawie horrenda opowiedziano, oburzony był na Ksawerego bardziej niż ktokolwiek — i zawołał:
— Jesteś szubrawiec i nie mam z tobą nic do czynienia.
Ksawery odparł Witoldowi niemniej ostro —
Strona:A. Lange - Elfryda.pdf/194
Ta strona została uwierzytelniona.