Strona:A. Lange - Elfryda.pdf/38

Ta strona została uwierzytelniona.

na Seweryna, kiedy ten naiwnym i pełnym zdumienia okiem stanął wobec życia i szukał drogi, którą miał iść... Nauka — przemysł — sztuka — Chiny — Leośka! Co za powikłanie! Ale żadna z tych bogiń nie miała tyle wdzięku i — i tyle potęgi, co ta Leokadja...
Zwyciężyła! Zwyciężyła tym, że gdy wszystko było zagadkowe i niepewne, w niej jednej znajdował młody człowiek bezpośrednie rozwiązanie (raczej odsunięcie) tych trosk, które w istocie najwięcej go poruszały. Zwyciężyła go równowagą każdego giestu i słowa — i spokojem niepoczytalnej pantery. Ona jedna była niewątpliwa. Ile razy zjawił się u niej, wszystko wydawało mu się jasne i proste — wszystkie niepokoje znikały — i stawało mu się oczywistym, że tu jest właśnie jego przeznaczenie...
Nie było mu tajnym, że on — Seweryn — wcale nie jest jedynym jej przyjacielem. Leośka wcale przed nim tego nie ukrywała — i on nie był o jej cnotę zazdrosny. Znalazł się na tak szczególnej linji życia, że i to wydawało mu się zupełnie naturalne, jasne i proste. Przyzwyczaili się do siebie. Ona z taką łatwością wyznawała mu miłość, a robiła to tak filuternie i po kociemu, że on — w jej obecności — wierzył w jej miłość.
Dopiero później ogarniało go zwątpienie. Miłość jego nic a nic nie przypominała mu sentymentu, jaki odczuwał przed pięciu laty do Zosi; również nie była nic a nic podobną do tych przygód, jakie wyczytał w powieściach; była zupełnie