Strona:A. Lange - Elfryda.pdf/40

Ta strona została uwierzytelniona.

Pierwszy raz w życiu zaczął się zastanawiać nad swoją przeszłością, a zwłaszcza nad temi trzema miesiącami, które minęły jak jeden dzień — i nad tą schedą po rodzicach, która się rozpłynęła i rozwiała w nicość.
Trzeba dodać, że na parę dni przedtym młody człowiek usłyszał, mimowoli, rozmowę Leosi z woźnicą, którego przyjął do służby. Był to człowiek bardzo uczynny, który obiecywał Leosi zapoznać ją z pewnym wicehrabią brazylijskim, bogatym, jak Brazylijczyk z operetki; ona nader przychylnie go słuchała, dodając, że „ten pan“ (niby on, Seweryn) już jest au bout i niedługo nie będzie miał nic... Znajomość więc z wicehrabią była dla niej wysoce pożądaną i zupełnie na czasie...
To jawne złamanie warunku wierności i smętna próżnia pugilaresu — do żywego wzburzyły Seweryna.
Tegoż wieczora, bez pożegnania, opuścił Paryż — i, wypłukany niemal na czysto — wrócił do Warszawy. Po drodze napadł go stały paroksyzm rozmyślania nad tym, co zaszło między nim a Leokadją; tragicznie malował sam przed sobą swój upadek moralny i materjalny, a właściwie naprzód materjalny, a potym dopiero moralny...
— Bazarnica — mówił sam do siebie, nie bez patosu — życie mi złamała...
Przypominał sobie teraz jej kłamstwa, jej trywjalność, chciwość, rozrzutność, zepsucie...
— Zdeprawowała mnie. — Ach, gdyby spocząć