Strona:A. Lange - Elfryda.pdf/90

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ależ ja cię kocham, Elizo! — mówiła Joasia, całując nawzajem Elizę. — Kocham cię bardzo i gdybym była chłopcem, tobym się ożeniła tylko z tobą!
Widok tego całowania rozmarzył mnie dziwnie, ale nie mogłem uczynić nic więcej, tylko nalałem sobie kieliszek benedyktynu. Elfryda tymczasem zeszła z kolan panny Elizy i z melancholją, niemniej zabawną od jej wesołości, zbliżyła się do fortepjanu. Zagrała kilka akordów z preludjum Szopena i na nowo zaczęła mówić.
— Jakie to dziwne, że kobieta nie może się ożenić z kobietą. Wielka szkoda! Ja nie mogę się ożenić, tylko muszę wyjść zamąż. I mamusia moja, kiedym wyjeżdżała do Warszawy, tak mówiła do mnie mądrze, bo mamusia jest bardzo mądra. „Pamiętaj — powiedziała — że te wszystkie nauki, filozofje i ekonomje, to nic po tym, a główna rzecz, żeby panienka wyszła zamąż i złapała sobie jakiego chłopca, żeby to był chłopiec nie za stary i nie za młody, żeby miał stanowisko i dobre dochody, np. żeby był inżynjerem...“ O, jak pan Karol! — tu klasnęła w ręce — słowo daję, mama pewno myślała o panu. To ja już chyba pana będę musiała „złapać“. Dla czego nie? To bardzo ładna rzecz być inżynjerem!
Robiło mi się słodko koło serca.
— A jeszcze mamusia powiada: „Musisz zrobić dobrą partję, przecież ty jesteś bogata: masz kamienicę w Poniewieżu... i pięćdziesiąt tysięcy“... Ale to wszystko nieprawda. Mamusia kłamie tak z mi-