Strona:A. Lange - W czwartym wymiarze.djvu/141

Ta strona została uwierzytelniona.

P. JADWIGA. A przytym skąd ta Rozaura? Przecież ona była poprostu Rozalja — i nic więcej...
P. EMILJA. Podobno ją cyganka tak nazwała przy spotkaniu — i odtąd Rózia przemieniła się na Rozaurę.
P. ZOFJA. A jednak, choć tak poczwarna, Rozalja miała tak piękne czarno-stalowe oczy, że pociągała ku sobie...
P. LAURA. Jakichś obłąkańców...
P. ZOFJA. Owszem, znam chłopców, którzy o niej marzyli...
P. EMILJA. Co za czasy! Tyle ładnych panien osiada na lodzie — a taka...
P. JADWIGA. Żeby przynajmniej była bogata... Ale przecież to nawet sukni porządnej nie miało...
P. LAURA. Pamiętasz, jak to mała Stefcia, kiedy zobaczyła Rozalję po raz pierwszy — wpadła w konwulsje...
P. EMILJA. Może p. Wawrzyniec lubi konwulsje — spazmy — epilepsję — opętania...
P. JADWIGA. Pewnie — pokumany z djabłem... A mnie się zdaje, że i ona z piekła rodem...
P. ZOFJA. No, przecież serce miała zawsze bardzo dobre... Była tylko niezmiernie smutna...
P. EMILJA. Czegóż się miała weselić?
P. ZOFJA. Ale djabelskiego nie było w niej nic...
P. EMILJA. Wyjąwszy buzi...

· · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Jeden z panów tymczasem wstał od zielonego stolika i wszedł do salonu, gdzie były zebrane panie.