Strona:A. Lange - W czwartym wymiarze.djvu/149

Ta strona została uwierzytelniona.

stosownie do woli. Wszystko to wam powiadam, abyście zrozumiały moją nadzwyczajną historję, a i to jeszcze dodam (tak mówi Lorenzo), że istota ludzka nigdy się nie zaczyna i nigdy się nie kończy; że każdy z nas był już nieraz na ziemi i nieraz jeszcze będzie w coraz innej postaci.
On to mi właśnie odkrył moją tajemnicę: ja byłam już niegdyś na ziemi — byłam już czterysta lat temu — i odtąd błądziłam po bezmiarach, aby się na nowo urodzić. Gdzie byłam? Byłam we Florencji — i miałam imię Rozaura, tosamo imię, którym mię kiedyś powitała cyganka... Wiecie, ta cyganka, co mi wróżyła, że za życia będę w niebie... Tak mi dziwnie brzmiały te wróżby, ale zachowałam sobie imię Rozaura... Nazywałam się Montalboni i należałam do najszlachetniejszych rodzin tego miasta... Żyłam za czasów Koźmy Medyceusza — i słynęłam z tak nadzwyczajnej piękności, że aż stałam się przeraźliwą klątwą dla całego miasta... Jak niegdyś Ifigienję bogowie wybrali na ofiarę ognia i skazali na śmierć, przeto że była piękną, tak i mnie patrycjusze Florencji skazali na śmierć za życia, na życie w grobowcu — za moją zbrodnię piękności...
Ale zbyt się śpieszę. Muszę wam naprzód powiedzieć, jak się to stało, żem poznała Wawrzyńca. Ramy rzeczywistości zawsze są trywjalne: jechałam koleją żelazną do Brześcia Litewskiego. W przedziale siedziałam sama jedna, gdyż na mój widok każdy podróżny uciekał i wybierał sobie inny wagon.
Dopiero wraz z ostatnim dzwonkiem wszedł do