Strona:A. Lange - W czwartym wymiarze.djvu/176

Ta strona została uwierzytelniona.

siał powracać. Każdy taki przyjazd był dla obojga młodych źródłem nowego szczęścia i nowych marzeń.
Tymczasem nadszedł luty r. 1905. W połowie lipca Konrad, jako chorąży zapasu — wezwany został pod broń. W ciągu tygodnia miał się stawić w pułku, który natychmiast wyruszał do Mandżurji.
Oczywiście Konrad skorzystał z czasu, aby pożegnać rodzinę oraz narzeczoną.
U krewnych w sąsiedztwie fabryki pobawił dzień jeden — i wyruszył w Mińskie.
Blizko dwie godziny drogi konnej dzieliło go od stacji. Konrad był już w ubraniu wojskowym, pełny myśli ponurych i złowróżbnych... Sosnowe lasy, wzdłuż traktu idące, szumiały mu głucho, jakby wszystkie skargi świata w nich się splątały, a złociejące łany zboża kołysały się półsenne i rozżalone.
Na skręcie drogi, koło krzyża, gromada kawek nagle uleciała w górę, z głośnym krakaniem, jakby przerażona czymś nieznanym.
Było już niedaleko N., dokąd udawał się nasz chorąży, wezwany na wojnę. Dwie trzy wiorsty najwyżej dzieliły go od dworu. Tu mur z kamieni płaskich, wapnem połączonych, na przestrzeni kilku morgów — otaczał cmentarz miejscowy. Skromne drewniane lub metalowe krzyże, lampki i wieńce, figury świętych pańskich — w otoczeniu wierzb i brzóz, w głogach i czeremchach — widać było z drogi, ponad niewysoki mur wystające. Ubogie to były groby wieśniacze, a śród nich bardziej wy-