potym na jakie dziesięć minut omdlał; był zupełnie nieprzytomny. Gdy zaś wrócił do siebie, rozmawialiśmy — po krótkim odpoczynku — dalej o różnych przedmiotach. O godzinie pierwszej po północy goście moi rozeszli się do domów, doktór z Mireckim odprowadzili Fulgientego do bramy, sami zadzwonili i stróż domu Trzona jest świadkiem, że od tej chwili jego spokojny lokator nie wychodził na miasto.
Zabójstwo dokonane zostało mniej więcej między godziną 11 min. 17 a godziną 11 min. 27 przed północą. Niepojęte! Doktór, który czuwał nad Fulgientym w czasie jego omdlenia i śledził je z zegarkiem w ręku — zanotował sobie tę samą godzinę i minutę.
Więc jakże? Z jednej strony oczywista, że Fulgienty nie popełnił zbrodni, a z drugiej niemniej widoczne, że tę zbrodnię popełnił.
Sędzia śledczy był przygnębiony: z jego badań wynikało, że absolutnie nikt inny, prócz Fulgientego, nie mógł popełnić tej zbrodni; z naszych znów świadectw niemniej realnie wynikało, że Fulgienty absolutnie nie mógł popełnić tej zbrodni.
Ale i my sami byliśmy zachwiani i przerażeni. Ten sztylet właśnie wczoraj pokazywał nam Fulgienty: słowa wypisane na papierze Sędziaka moim fijoletowym atramentem — były to mniej więcej te same słowa, które oskarżony mówił u mnie jakimś szczególnym głosem, a i to przypominam sobie, że, gdyśmy się żegnali, Fulgienty nie mógł znaleźć ani kapelusza, ani laski; cygarnica też mu zginęła.
Strona:A. Lange - W czwartym wymiarze.djvu/206
Ta strona została uwierzytelniona.